Archiwum 30 sierpnia 2002


sie 30 2002 Bez tytułu
Komentarze: 0

Część Czwarta - Mysteries of rain

Wstawał kolejny wspaniały czerwcowy dzień... Radio Maryja zapowiadało tydzień upalnej, słonecznej pogody.
- W takim razie dlaczego kurwa twoja jebana skurwysyńska niedopierdolona skurwiała mać nad moim domem ciągle wisi jakaś pierdolona chmura i pada jebany deszcz...?! - darł się Tygrysek do słuchawki.
- Mój synu... my jesteśmy radiem katolickim, przynoszącym dobrą nowinę a nie stacją meteorologiczną. A tak w ogóle to kurwa nie klnij mój synu bo jesteś na wizji, tzn. na fonii i wszyscy cię słyszą. - odezwał się ksiądz prowadzący audycję w radiu Maryja.
- W takim razie.... trzy słowa dla ojca prowadzącego.... chuj ci w dupę! !! - wrzasnął Tygrysek i rzucił słuchawkę.
- Kiedyś rozwalę im tą chrześcijańska budę... Jebany kler... Krzyku trzeba mi... kiedy szept... bojaźliwie łka... - Tygrysek podśpiewując wyszedł przed domek.
- Pierdolę taką robotę... ten jebany deszcz sprał mi prawie całe prążki... idę na piwo. - już po chwili Tygrysek był pod budką z piwem gdzie leniwie sączyli złoty trunek Puchatek, Kłapouchy i Królik.
- Mam w dupie taką robotę. - rzekł podobnie Królik.
- Cały czas pada... I nie zanosi się na rozpogodzenie. A do tego jeszcze to jebane radio Maryja ciągle ogłasza jaka my tu mamy słoneczną pogodę.
- Nienawidzę tych skurwieli. - wycedził przez zęby.
- Fakt. Są odrobinkę wkurwiający. - dodał Puchatek.
- A może by tak ich rozjebać. - jęknął głucho Kłapouch.
- To nie jest taki głupi pomysł ale na razie poza deszczem i ich głupimi komentarzami nie mam motywacji. Może kiedy indziej... - rzekł Tygrysek i już miał odchodzić gdy nagle rozległ się krzyk Prosiaczka.
- Mam! Mam! Eureka! Mam ! Veni widi wicjusz! Odkryłem, znalazłem... Przewidziałem! - darł się Prosiaczek.
- I czeo sie dżesz! - zapytał z wieśniackim akcentem Tygrysek.
- Bo znam wreszcie deszczową tajemnicę!!! - krzyczał podniecony Prosiaczek.
- Jaką tajemnicę ? - zapytał Kłapouchy.
- No, wiem dlaczego pada deszcz!
- To chyba każde dziecko wie? - zauważył Puchatek.
- No kurwa, nie o to mnie chodzi! Wim czymu deszcz pada akurat u nas! To przez to jebane radio Maryja. A raczej przez ich stację nadawczo - odbiorczą w naszym lesie. Ona ma tam mały generator deszczu. Klechy wymyśliły że można spuścić deszcz właśnie u nas i powiedzieć że to kara boska! Trzeba rozjebać stację i w tedy deszcz przestanie padać! - podniecenie Prosiaczka sięgnęło zenitu.
- No to teraz mam motywację! Panowie ! Zaczynamy akcję dywersyjną pod nazwą "Klecha". - krzyknął rozentuzjazmowany Tygrysek. - Ja i Puchatek tworzymy grupę dywersyjno-sabotażową a Królik, Prosiaczek i Kłapouchy będą odwracać uwagę nieprzyjaciela.
- A co z Krzysiem? - zapytał nieśmiało Prosiaczek.
- A co ma być ? Kula w łeb i do ziemi! - stwierdził Kłapouchy.
- Dość! Prosiaczek niech idzie na zwiady a my tymczasem układamy plan. - rzekł stanowczo Tygrysek. Po chwili Prosiaczek był już na zwiadach a reszta brygady zaczęła układać plan.
- Ja proponuję rozciąć ogrodzenie i w ten sposób dostać się do środka. - zaczął powoli Królik.
- Każdego napotkanego strażnika należy bestialsko mordować. - dodał Kłapouchy.
- No to strażnikami zajmie się Kłapouchy. A jak rozwalimy urządzenia elektryczne? - zapytał Tygrysek.
- Gófer miał w swoich podziemiach kupę dynamitu! Z nim trzeba pogadać. - zauważył Królik.
- Zapomniałem ci powiedzieć ale kiedy ty byłeś naćpany to my zjedliśmy Gófera... Tak wyszło... - stwierdził z żalem Kłapouchy.
- Nawet nie chce mi się z wami dyskutować.... Okej, niech Puchatek skoczy do domku Gófera po parę lasek dynamitu a później skoczymy do pana sowy... on na pewno umi zrobić bombę! - zakomenderował Królik.
- No to na zrazie!

I cała brygada rozeszła się w tylko sobie znanych kierunkach. Po paru godzinach wszyscy byli z powrotem.

- Macie dynamit? - zapytał Tygrysek.
- Momy!
- Co tam na zwiadach? - zapytał Tygrysek Prosiaczka.
- No więc. Mamy problem bo nie ma ogrodzenia tylko jebany stalowy murek. Nie do przebicia nawet dynamajtem. Ale możemy wjechać do środka samochodem stojącym przed wejściem. A urządzenia elektryczne są standardowe tak więc nie będzie problemu z rozwałką. - zakończył swą opowieść Prosiaczek.
- Dobra. Tera idziemy do pana Sowy. On nam zrobi dajnamajt. - zarządził Tygrysek po chwili cała piątka był już u pana Sowy.
- Te, Sowa. Zrób nam dajnamajt bomb. Bo gofera ni ma w pobliżu. - zagadnął z wieśniackim akcentem Puchatek.
- Nie umiecie zrobić DaBomb? Wy debile....hehe. - Pan Sowa po raz kolejny udowodnił swą wyższość umysłową.
- Siarap Sowa bo zaraz rozwalimy ci tą budę i będziesz def! - zagroził Puchatek.
- Dobra już dobrze.... macie.... - Pan Sowa szybkimi ruchami sklecił dabomb i dał ją naszej dzielnej brygadzie. - A co z nią chcecie zrobić, jeśli można zapytać?
- Nie można. A donieś coś policji to my już powiemy komu trzeba dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika jako opiekun pierwszoklasistów z pobliskiej podstawówki. I jak im pokazałeś kamerę i jak oni w zamian pokazywali ci swoje ptaszki ty stary zboczeńcu.
- Dobra...dobra... macie i spierdalajcie!
I cała nasza dzielna brygada wyruszyła w stronę siedziby radia Maryja. Kłapouch jak to zwykle w takich sytuacjach bywa zaczął śpiewać: ".. if you christian and you know it cross your self!
If you christian an you know it blow your self. If you christian and you know it and you really wants to show it, if you christian and you know it kill your self!..."
- "...harvesting helpless christian spiryts...." - zamruczał głucho Puchatek.
- "hewelni fater is streczing his hand a beging prajing for mersy. Wi split off, piss of his hołly flesz ływ łejting for anholly" - zamruczeli z wieśniackim akcentem wszyscy.
- Dobra!
Zamknąć dzioby. Jesteśmy niedaleko bramy. A tak bajdełej to w jaki sposób chcesz wjechać tym samochodem??? - zapytał Puchatek.
- To proste. - odparł Prosiaczek - Kłapouchy zagada strażników a my porwiemy samochód...Kłapouchy co robisz ???
- Piłuję... - rzekł spokojnie Kłapouchy.
- To widzę ale co piłujesz??? - zapytał ponownie Prosiaczek.
- Robię sobie obrzyna. Piłuję lufę od mojej dwururki. - odparł spokojnie Kłapouchy.
- Dobra... Okej.. Ruszaj zagadać tamtych pacanów na stróżówce. - rozkazał Tygrysek. - My ruszamy zaraz za tobą. Kłapouchy schował strzelbę w rękawie swojego prochowca i udał się w kierunku stróżówki.
Po chwili był już obok samochodu... Była to wspaniała opancerzona limuzyna z przyciemnianymi szybami. Kłapouchy dyskretnie przemkną bokiem i powoli zbliżył się do wartownika...
- Hej madafaka! - krzyknął. Strażnik odwrócił się napięcie i w tym samym momencie wielka eksplozja przeniosła jego plecy parę metrów dalej od reszty ciała...
- ...Nigdy nie byłem dobry w rozmowach z nieznajomymi... Chopaki! Idziemy... - wrzasnął Kłapouchy w kierunku Tygryska i innych. W tym momencie poczuł gaz rurkę na swojej głowie. Uderzenie było tak silne że Kłapouchy przeleciał parę metrów i uderzył w ogrodzenie. Gdy się odwrócił jego oczom ukazała się dziwna, mroczna postać.. Było to skrzyżowanie Arnolda Szwarcenegera i matki Teresy z Kalkuty.
- Ty mały skurwielu!..... - rzekła postać - Teraz przeprowadzę ci trepanację czaszki.... tym......
Nie dokończyła jednak gdyż przewróciła się i z hukiem uderzyła o ziemię... Zza samochodu wyłonił się Prosiaczek z kijem bejzbolowym - Zapomniałem ci powiedzieć że w samochodzie siedzi jakiś dryblas... - rzekł spokojnie.
- Dzięki. - odparł spokojnie Kłapouchy - Pakujemy go do bagażnika... Pojeździ z nami na Popiełuszkę.
- Ładujemy się do bryki! krzykną Tygrysek. Puchatek z karabinem maszynowym na dach. Kłapouchy prowadzi.. Ja... siedzę z tyłu. No ruszać się do kurwy nędzy! - Tygrysek skakał jak poparzony. Ruszyli..

Tymczasem w domu na środku dziedzińca....
- ...Bardzo dziękujemy że zechciał ojciec nas zaprosić na tę skromną kolację z 30 dań... - rzekła z uśmiechem mama Krzysia.
- Ależ to żaden problem... Pieniądze z tacy nie mogą się przecież zmarnować... - odparł z jeszcze większym uśmiechem ksiądz proboszcz.
- Ale przecież te pieniądze miały iść na biedne dzieci... - rzekł Krzyś.
- Nie gadaj... jedz. - powiedziała mama wpychając mu do ust chochlę z kawiorem.
Wtem wielki huk przerwał ciszę i do jadalni przez ścianę wtoczył się samochód z naszą dzielną brygadą.
- Daj ju fakin christians! - zawył Tygrysek i wywalił serię prosto w mamę Krzysia. 32 pociski dorobiły drugi uśmiech jej obliczu.
- DOOM! - wrzasnął Kłapouchy i rzucił się na księdza - Dzie jest radiostacja jebany klecho???
- Tttam zzza ro ro giemmm... - odpowiedział ksiądz.
- Dzięki. - odparł Kłapouchy i pociągnął za spust. Po chwili mózg księdza zdobił pobliską ścianę.
- Mam cię ty mały geju.... - Prosiaczek wsadził lufę swojego uzi Krzysiowi prawie do gardła.
- Profe... ne fabijaj mnieł... - jęczał przerażony chłopak.
Wtem otworzyły się drzwi:
- On jest nasz!
- ŁOWCY PIP???? - krzyknął zdziwiony Tygrysek.
- Właśnie dowiedzieliśmy się że aby nasz przywódca DonVasylT mógł przeżyć musi zjeść serce geja... Krzyś jest nam potrzebny.... Musimy go mieć... - rzekł ósmy z nich.
- Okej, okej... jest wasz.... - Prosiaczek zawiedziony powoli wyciągnął lufę z jamy ustnej Krzysia - Ale jeśli oni cię nie dopadną, ja cię znajdę... nawet u diabła w dupie... - Prosiaczkowi oczy zaszły krwią.
- Co tu tak śmierdzi...? - zapytał Kłapouchy.
- To tylko Krzyś się zesrał... - Puchatek był jak zwykle kurewsko bezpośredni.
- Dobra my go zabieramy a wy róbcie co chcecie.. - powiedział trzeci łowca pip.
- Noo. Spadamy na całego. - rzekł piąty łowca pip, po czym obydwaj wzięli Krzysia i wybiegli z pokoju.
- Dobra. Kłapouchy. Bierz da-bomb i instaluj przy radiostacji... my tymczasem wywleczemy brykę z budynku i szykujemy się do odwrotu. - Tygrysek doskonale czuł się w roli dowódcy.
Już po chwili cały budynek był zaminowany, a nasza brygada ruszała z piskiem opon z dziedzińca. Po chwili potężna eksplozja rozdarła ciszę....
- No to mamy ich z głowy... zaraz przestanie padać. - rzekł z uśmiechem Puchatek.
- Pppppannowie... mam pytanie... dlaczego zamiast ognia na horyzoncie widzę atomowy grzybek i goniącą nas falę uderzenio... - nie dokończył jednak Prosiaczek gdyż podmuch wyrzucił samochód 30 metrów w górę.... Po paru minutach lotu samochód z impetem uderzył w domek Królika.
- Jak zwykle w mój domek... - jak zwykle jęknął głucho Królik.
- Zamknij ten swój ryj i módl się aby ta bryka był zabezpieczona ołowiem bo inaczej będziemy świecić w nocy.
- Wtem klapa bagażnika się otworzyła i wyskoczył z niej poznany wcześniej dryblas...
- Ja pierdolę... Aleście kurwa nawywijali... no to oznacza wojnę.... Ja was... - nie dokończył jednak gdyż salwa z Kłapouchego obrzyna oberwała mu pół głowy.
- To za tamtą gaz rurkę. - splunął Kłapouchy na ciepłe jeszcze zwłoki.
- Czy wy kurwa wiecie kto to był...?? - zapytał przerażony Puchatek.
- Jakiś mocarny klecha. - odparł spokojnie Prosiaczek.
- To był Ojciec Tadeusz Rydzyk. Założyciel radia Maryja...
- Cóż.... umarł król, niech żyje król. Zakopcie go w ogródku Królika i zapomnijmy o całej sprawie... chyba zaczyna się przejaśniać. - stwierdził z uśmiechem Tygrysek. Po czym cała piątka zabrała się do kopania grobu.
- Mam pytanie - dlaczego miałem wrażenie że to był wybuch jądrowy? - zapytał niepewnie Królik.
- Pewnie ten jebany sowa pomylił dynamit ze wzbogaconym uranem ze swojej małej elektrowni... Dać debilowi marchewkę to się pokaleczy. - rzekł Tygrysek.
KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ

kpuchat : :