Bez tytułu
Komentarze: 0
Część Trzecia - The Silent of the Lambs
Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.
- Ciągle leje... Czy ten skurwiały deszcz nigdy nie przestanie padać? Psia mać, jeszcze trochę a wyrosną mi płetwy! - Tygrysek nie krył poirytowania.
- Ma to swoje plusy... Na przykład Gofer, jeśli jeszcze żyje, dopierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze swoich tuneli. - stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek. Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej rzeki.
- P...p...p...panowie, tu tego nie było... - stwierdził niepewnie Prosiaczek.
- Rollyn, rollyn, rollyn on the river.... - podśpiewywał głucho Kłapołuchy.
- Sprawa jest poważna... Myślę że dość już tej kąpieli. Wychodzimy. - stwierdził Tygrysek, po czym nasi bohaterowie wstali i wyszli z wody.
- To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy... - powiedział Puchatek.
- A tak fajnie mi się śpiewało.... - wystękał Kłapołuchy.
- Myślę że dobrym pomysłem było by rozpalenie ogniska i osuszenie się. - stwierdził Prosiaczek.
- No, a nie łatwiej było by iść do domu i tam się wysuszyć? - zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.
- No było by, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno a ja z Prosiaczkiem rozpalimy ognisko. - rzekł Puchatek. Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i Tygrysek grzali się przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.
- Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy? - zapytał Kłapołuchy.
- No co ty głupi? Wino chcesz piec? - Puchatek nie krył zdziwienia.
- Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. - odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i zabrała się do jedzenia szaszłyków.
- A ciekawe co się dzieje z Góferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów? Jak myślicie? - zapytał Puchatek.
- Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem... - stwierdził Tygrysek.
- To nie jedz. - odparł leniwie Kłapołuchy.
- Oooo kkkkurwwwa! - wystękał przerażony Prosiaczek.
- Coś czułem że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną... - stwierdził obgryzając kość przedramienia Puchatek.
- Mam nadzieję że chociaż ketchup był prawdziwy... - jęknął polewając udko czerwonym płynem Tygrysek.
- A z skąd niby o tej porze w lesie wziął bym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek cytrynowy, i wreszcie butelkę? - zapytał Kłapołuchy.
- Uff. Ale dopfe fe dodałesz czebulki bo był by nie do zjedzenia. - wycedził z pełną gębą przez zęby Puchatek.
- A tak w ogóle to z skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku? - zapytał Tygrysek.
- Dobrze że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie był właśnie wzorowany bohater "Milczenia Owiec".
- To świetnie. Wiedziałem że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem że twoja dusza jest rozrywana setką krzyczących jaźni... - rzekł z dumą w głosie Puchatek.
- Ale z skąd oni wzięli ten tytuł? - zapytał Tygrysek.
- Bo "Star Wars" był już zajęty. - odparł smutnie Kłapouch.
- Dobra. Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! - wrzasnął Tygrysek. Po chwili wszyscy rozeszli się do domów.
Ranek okazał być się jak zwykle piękny i słoneczny.
- Jak zwykle kurwa pada. Ja to pierdolę, dziś nigdzie nie wychodzę!... no może oprócz stawienia się na komisję wojskową !?... - zdziwił się Tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów znajdowało się wezwanie na komisję wojskową.
- To jakiś przekręt... W tej bajce nie ma wojska! Był Wojski ale to i tak nie to... a z resztą cholera ich tam wie... dziś za godzinę.... dobra coś się wymyśli. - rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie "leciał" serial Wujek dobra rada" ze S. Mikulskim w roli głównej.
- ... "Wujek dobra rada" co? znajdź jakąś radę dla mnie wuju.... - wycedził przez zęby Tygrysek.
- To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale armia uzna cię za nie przydatnego do służby. - odezwał się z ekranu wujek dobra rada.
- Jasne!! Połamię sobie ręce i nogi! Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale.. co tam... ważne że mnie armia nie wcieli!... - to mówiąc Tygrysek rozpędził się i przypierdolił w pobliskie drzewo. Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmie serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek, Prosiaczek, Kłapouchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego trip'a Królik. Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.
- Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! - rzekł zawiedziony Krzyś.
- Ooo ja kurwa pierdolę, jakie on ma fajne przekleństwa... - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Co, nie wzięli? - zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.
- Niee tam... Najpierw zaglądali mi do pupy, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych.
- O pedałach? - zapytał Puchatek
- Tak, tak! I zaraz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! - dodał zawiedziony Krzyś.
- Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przypierdolę... - wycedził przez zęby Prosiaczek.
- Och... jak ty mówisz.... Nie wolno tak brzydko mówić... powiem maaamieeeeeee... łeeeeee! - i Krzyś z płaczem pobiegł do domu.
- Taaa. Przyprowadź ją tutaj. Nakręcimy pornola ze świniami i twoją starą! - krzyknął Tygrysek.
- Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! - dodał Prosiaczek.
- Jak coś takiego jeszcze chodzi po ziemi... ciekawe dlaczego te łowiące pipy go jeszcze nie dopadły... jak bym był nie co młodszy to dopiero bym mu dał motylą nogę... - stęknął głucho Kłapołuchy. W tym właśnie momencie wkroczyli do sali Łowcy Pip.
- Oddział stać! - wrzasnął piąty z nich.
- A wam co? Macie mózgi w kolorze kamuflażu? - Tygrysek patrzył na łowców jak na bandę idiotów.
- Rekrutancie Tygrysku! Służba ojczyźnie to nasz wspólny zbiorowy, obowiązek! - rzekł trzeci z nich.
- Frajerscy Łowcy! Służba ojczyźnie w czerwonych beretach jest niczym innym jak całowanie lwa w dupę.
- Przyjemność żadna a niebezpieczeństwo utraty życia ogromne. - dodał Kłapołuchy.
- Mylicie się rekrutancie Kłapołuchy! Jesteśmy dumni że możemy bronić ojczyzny od wszelkich wrogów i pip. - przerwał mu ósmy z nich.
- Zetną wam włosy.... hehe! - uśmiechnął się Puchatek.
- Eeeee... Łowcy! Spierdalamy! - wrzasnął trzeci z nich po czym obydwaj w pośpiechu wybiegli z sali.
- Do dupy z nimi robota. - stwierdził Prosiaczek. Po paru godzinach nasi bohaterowie byli w domach i żaden z nich nie został zaakceptowany przez komisję wojskową. Najbardziej zły z nich był Tygrysek który musiał spędzić na wózku następne 2 miesiące a do wojska go nie wzięli ze uwagi na płaskostopie.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ
Dodaj komentarz