Archiwum sierpień 2002


sie 30 2002 Bez tytułu
Komentarze: 0

Część Czwarta - Mysteries of rain

Wstawał kolejny wspaniały czerwcowy dzień... Radio Maryja zapowiadało tydzień upalnej, słonecznej pogody.
- W takim razie dlaczego kurwa twoja jebana skurwysyńska niedopierdolona skurwiała mać nad moim domem ciągle wisi jakaś pierdolona chmura i pada jebany deszcz...?! - darł się Tygrysek do słuchawki.
- Mój synu... my jesteśmy radiem katolickim, przynoszącym dobrą nowinę a nie stacją meteorologiczną. A tak w ogóle to kurwa nie klnij mój synu bo jesteś na wizji, tzn. na fonii i wszyscy cię słyszą. - odezwał się ksiądz prowadzący audycję w radiu Maryja.
- W takim razie.... trzy słowa dla ojca prowadzącego.... chuj ci w dupę! !! - wrzasnął Tygrysek i rzucił słuchawkę.
- Kiedyś rozwalę im tą chrześcijańska budę... Jebany kler... Krzyku trzeba mi... kiedy szept... bojaźliwie łka... - Tygrysek podśpiewując wyszedł przed domek.
- Pierdolę taką robotę... ten jebany deszcz sprał mi prawie całe prążki... idę na piwo. - już po chwili Tygrysek był pod budką z piwem gdzie leniwie sączyli złoty trunek Puchatek, Kłapouchy i Królik.
- Mam w dupie taką robotę. - rzekł podobnie Królik.
- Cały czas pada... I nie zanosi się na rozpogodzenie. A do tego jeszcze to jebane radio Maryja ciągle ogłasza jaka my tu mamy słoneczną pogodę.
- Nienawidzę tych skurwieli. - wycedził przez zęby.
- Fakt. Są odrobinkę wkurwiający. - dodał Puchatek.
- A może by tak ich rozjebać. - jęknął głucho Kłapouch.
- To nie jest taki głupi pomysł ale na razie poza deszczem i ich głupimi komentarzami nie mam motywacji. Może kiedy indziej... - rzekł Tygrysek i już miał odchodzić gdy nagle rozległ się krzyk Prosiaczka.
- Mam! Mam! Eureka! Mam ! Veni widi wicjusz! Odkryłem, znalazłem... Przewidziałem! - darł się Prosiaczek.
- I czeo sie dżesz! - zapytał z wieśniackim akcentem Tygrysek.
- Bo znam wreszcie deszczową tajemnicę!!! - krzyczał podniecony Prosiaczek.
- Jaką tajemnicę ? - zapytał Kłapouchy.
- No, wiem dlaczego pada deszcz!
- To chyba każde dziecko wie? - zauważył Puchatek.
- No kurwa, nie o to mnie chodzi! Wim czymu deszcz pada akurat u nas! To przez to jebane radio Maryja. A raczej przez ich stację nadawczo - odbiorczą w naszym lesie. Ona ma tam mały generator deszczu. Klechy wymyśliły że można spuścić deszcz właśnie u nas i powiedzieć że to kara boska! Trzeba rozjebać stację i w tedy deszcz przestanie padać! - podniecenie Prosiaczka sięgnęło zenitu.
- No to teraz mam motywację! Panowie ! Zaczynamy akcję dywersyjną pod nazwą "Klecha". - krzyknął rozentuzjazmowany Tygrysek. - Ja i Puchatek tworzymy grupę dywersyjno-sabotażową a Królik, Prosiaczek i Kłapouchy będą odwracać uwagę nieprzyjaciela.
- A co z Krzysiem? - zapytał nieśmiało Prosiaczek.
- A co ma być ? Kula w łeb i do ziemi! - stwierdził Kłapouchy.
- Dość! Prosiaczek niech idzie na zwiady a my tymczasem układamy plan. - rzekł stanowczo Tygrysek. Po chwili Prosiaczek był już na zwiadach a reszta brygady zaczęła układać plan.
- Ja proponuję rozciąć ogrodzenie i w ten sposób dostać się do środka. - zaczął powoli Królik.
- Każdego napotkanego strażnika należy bestialsko mordować. - dodał Kłapouchy.
- No to strażnikami zajmie się Kłapouchy. A jak rozwalimy urządzenia elektryczne? - zapytał Tygrysek.
- Gófer miał w swoich podziemiach kupę dynamitu! Z nim trzeba pogadać. - zauważył Królik.
- Zapomniałem ci powiedzieć ale kiedy ty byłeś naćpany to my zjedliśmy Gófera... Tak wyszło... - stwierdził z żalem Kłapouchy.
- Nawet nie chce mi się z wami dyskutować.... Okej, niech Puchatek skoczy do domku Gófera po parę lasek dynamitu a później skoczymy do pana sowy... on na pewno umi zrobić bombę! - zakomenderował Królik.
- No to na zrazie!

I cała brygada rozeszła się w tylko sobie znanych kierunkach. Po paru godzinach wszyscy byli z powrotem.

- Macie dynamit? - zapytał Tygrysek.
- Momy!
- Co tam na zwiadach? - zapytał Tygrysek Prosiaczka.
- No więc. Mamy problem bo nie ma ogrodzenia tylko jebany stalowy murek. Nie do przebicia nawet dynamajtem. Ale możemy wjechać do środka samochodem stojącym przed wejściem. A urządzenia elektryczne są standardowe tak więc nie będzie problemu z rozwałką. - zakończył swą opowieść Prosiaczek.
- Dobra. Tera idziemy do pana Sowy. On nam zrobi dajnamajt. - zarządził Tygrysek po chwili cała piątka był już u pana Sowy.
- Te, Sowa. Zrób nam dajnamajt bomb. Bo gofera ni ma w pobliżu. - zagadnął z wieśniackim akcentem Puchatek.
- Nie umiecie zrobić DaBomb? Wy debile....hehe. - Pan Sowa po raz kolejny udowodnił swą wyższość umysłową.
- Siarap Sowa bo zaraz rozwalimy ci tą budę i będziesz def! - zagroził Puchatek.
- Dobra już dobrze.... macie.... - Pan Sowa szybkimi ruchami sklecił dabomb i dał ją naszej dzielnej brygadzie. - A co z nią chcecie zrobić, jeśli można zapytać?
- Nie można. A donieś coś policji to my już powiemy komu trzeba dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika jako opiekun pierwszoklasistów z pobliskiej podstawówki. I jak im pokazałeś kamerę i jak oni w zamian pokazywali ci swoje ptaszki ty stary zboczeńcu.
- Dobra...dobra... macie i spierdalajcie!
I cała nasza dzielna brygada wyruszyła w stronę siedziby radia Maryja. Kłapouch jak to zwykle w takich sytuacjach bywa zaczął śpiewać: ".. if you christian and you know it cross your self!
If you christian an you know it blow your self. If you christian and you know it and you really wants to show it, if you christian and you know it kill your self!..."
- "...harvesting helpless christian spiryts...." - zamruczał głucho Puchatek.
- "hewelni fater is streczing his hand a beging prajing for mersy. Wi split off, piss of his hołly flesz ływ łejting for anholly" - zamruczeli z wieśniackim akcentem wszyscy.
- Dobra!
Zamknąć dzioby. Jesteśmy niedaleko bramy. A tak bajdełej to w jaki sposób chcesz wjechać tym samochodem??? - zapytał Puchatek.
- To proste. - odparł Prosiaczek - Kłapouchy zagada strażników a my porwiemy samochód...Kłapouchy co robisz ???
- Piłuję... - rzekł spokojnie Kłapouchy.
- To widzę ale co piłujesz??? - zapytał ponownie Prosiaczek.
- Robię sobie obrzyna. Piłuję lufę od mojej dwururki. - odparł spokojnie Kłapouchy.
- Dobra... Okej.. Ruszaj zagadać tamtych pacanów na stróżówce. - rozkazał Tygrysek. - My ruszamy zaraz za tobą. Kłapouchy schował strzelbę w rękawie swojego prochowca i udał się w kierunku stróżówki.
Po chwili był już obok samochodu... Była to wspaniała opancerzona limuzyna z przyciemnianymi szybami. Kłapouchy dyskretnie przemkną bokiem i powoli zbliżył się do wartownika...
- Hej madafaka! - krzyknął. Strażnik odwrócił się napięcie i w tym samym momencie wielka eksplozja przeniosła jego plecy parę metrów dalej od reszty ciała...
- ...Nigdy nie byłem dobry w rozmowach z nieznajomymi... Chopaki! Idziemy... - wrzasnął Kłapouchy w kierunku Tygryska i innych. W tym momencie poczuł gaz rurkę na swojej głowie. Uderzenie było tak silne że Kłapouchy przeleciał parę metrów i uderzył w ogrodzenie. Gdy się odwrócił jego oczom ukazała się dziwna, mroczna postać.. Było to skrzyżowanie Arnolda Szwarcenegera i matki Teresy z Kalkuty.
- Ty mały skurwielu!..... - rzekła postać - Teraz przeprowadzę ci trepanację czaszki.... tym......
Nie dokończyła jednak gdyż przewróciła się i z hukiem uderzyła o ziemię... Zza samochodu wyłonił się Prosiaczek z kijem bejzbolowym - Zapomniałem ci powiedzieć że w samochodzie siedzi jakiś dryblas... - rzekł spokojnie.
- Dzięki. - odparł spokojnie Kłapouchy - Pakujemy go do bagażnika... Pojeździ z nami na Popiełuszkę.
- Ładujemy się do bryki! krzykną Tygrysek. Puchatek z karabinem maszynowym na dach. Kłapouchy prowadzi.. Ja... siedzę z tyłu. No ruszać się do kurwy nędzy! - Tygrysek skakał jak poparzony. Ruszyli..

Tymczasem w domu na środku dziedzińca....
- ...Bardzo dziękujemy że zechciał ojciec nas zaprosić na tę skromną kolację z 30 dań... - rzekła z uśmiechem mama Krzysia.
- Ależ to żaden problem... Pieniądze z tacy nie mogą się przecież zmarnować... - odparł z jeszcze większym uśmiechem ksiądz proboszcz.
- Ale przecież te pieniądze miały iść na biedne dzieci... - rzekł Krzyś.
- Nie gadaj... jedz. - powiedziała mama wpychając mu do ust chochlę z kawiorem.
Wtem wielki huk przerwał ciszę i do jadalni przez ścianę wtoczył się samochód z naszą dzielną brygadą.
- Daj ju fakin christians! - zawył Tygrysek i wywalił serię prosto w mamę Krzysia. 32 pociski dorobiły drugi uśmiech jej obliczu.
- DOOM! - wrzasnął Kłapouchy i rzucił się na księdza - Dzie jest radiostacja jebany klecho???
- Tttam zzza ro ro giemmm... - odpowiedział ksiądz.
- Dzięki. - odparł Kłapouchy i pociągnął za spust. Po chwili mózg księdza zdobił pobliską ścianę.
- Mam cię ty mały geju.... - Prosiaczek wsadził lufę swojego uzi Krzysiowi prawie do gardła.
- Profe... ne fabijaj mnieł... - jęczał przerażony chłopak.
Wtem otworzyły się drzwi:
- On jest nasz!
- ŁOWCY PIP???? - krzyknął zdziwiony Tygrysek.
- Właśnie dowiedzieliśmy się że aby nasz przywódca DonVasylT mógł przeżyć musi zjeść serce geja... Krzyś jest nam potrzebny.... Musimy go mieć... - rzekł ósmy z nich.
- Okej, okej... jest wasz.... - Prosiaczek zawiedziony powoli wyciągnął lufę z jamy ustnej Krzysia - Ale jeśli oni cię nie dopadną, ja cię znajdę... nawet u diabła w dupie... - Prosiaczkowi oczy zaszły krwią.
- Co tu tak śmierdzi...? - zapytał Kłapouchy.
- To tylko Krzyś się zesrał... - Puchatek był jak zwykle kurewsko bezpośredni.
- Dobra my go zabieramy a wy róbcie co chcecie.. - powiedział trzeci łowca pip.
- Noo. Spadamy na całego. - rzekł piąty łowca pip, po czym obydwaj wzięli Krzysia i wybiegli z pokoju.
- Dobra. Kłapouchy. Bierz da-bomb i instaluj przy radiostacji... my tymczasem wywleczemy brykę z budynku i szykujemy się do odwrotu. - Tygrysek doskonale czuł się w roli dowódcy.
Już po chwili cały budynek był zaminowany, a nasza brygada ruszała z piskiem opon z dziedzińca. Po chwili potężna eksplozja rozdarła ciszę....
- No to mamy ich z głowy... zaraz przestanie padać. - rzekł z uśmiechem Puchatek.
- Pppppannowie... mam pytanie... dlaczego zamiast ognia na horyzoncie widzę atomowy grzybek i goniącą nas falę uderzenio... - nie dokończył jednak Prosiaczek gdyż podmuch wyrzucił samochód 30 metrów w górę.... Po paru minutach lotu samochód z impetem uderzył w domek Królika.
- Jak zwykle w mój domek... - jak zwykle jęknął głucho Królik.
- Zamknij ten swój ryj i módl się aby ta bryka był zabezpieczona ołowiem bo inaczej będziemy świecić w nocy.
- Wtem klapa bagażnika się otworzyła i wyskoczył z niej poznany wcześniej dryblas...
- Ja pierdolę... Aleście kurwa nawywijali... no to oznacza wojnę.... Ja was... - nie dokończył jednak gdyż salwa z Kłapouchego obrzyna oberwała mu pół głowy.
- To za tamtą gaz rurkę. - splunął Kłapouchy na ciepłe jeszcze zwłoki.
- Czy wy kurwa wiecie kto to był...?? - zapytał przerażony Puchatek.
- Jakiś mocarny klecha. - odparł spokojnie Prosiaczek.
- To był Ojciec Tadeusz Rydzyk. Założyciel radia Maryja...
- Cóż.... umarł król, niech żyje król. Zakopcie go w ogródku Królika i zapomnijmy o całej sprawie... chyba zaczyna się przejaśniać. - stwierdził z uśmiechem Tygrysek. Po czym cała piątka zabrała się do kopania grobu.
- Mam pytanie - dlaczego miałem wrażenie że to był wybuch jądrowy? - zapytał niepewnie Królik.
- Pewnie ten jebany sowa pomylił dynamit ze wzbogaconym uranem ze swojej małej elektrowni... Dać debilowi marchewkę to się pokaleczy. - rzekł Tygrysek.
KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ

kpuchat : :
sie 29 2002 Bez tytułu
Komentarze: 0

Część Trzecia - The Silent of the Lambs

Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.
- Ciągle leje... Czy ten skurwiały deszcz nigdy nie przestanie padać? Psia mać, jeszcze trochę a wyrosną mi płetwy! - Tygrysek nie krył poirytowania.
- Ma to swoje plusy... Na przykład Gofer, jeśli jeszcze żyje, dopierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze swoich tuneli. - stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek. Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej rzeki.
- P...p...p...panowie, tu tego nie było... - stwierdził niepewnie Prosiaczek.
- Rollyn, rollyn, rollyn on the river.... - podśpiewywał głucho Kłapołuchy.
- Sprawa jest poważna... Myślę że dość już tej kąpieli. Wychodzimy. - stwierdził Tygrysek, po czym nasi bohaterowie wstali i wyszli z wody.
- To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy... - powiedział Puchatek.
- A tak fajnie mi się śpiewało.... - wystękał Kłapołuchy.
- Myślę że dobrym pomysłem było by rozpalenie ogniska i osuszenie się. - stwierdził Prosiaczek.
- No, a nie łatwiej było by iść do domu i tam się wysuszyć? - zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.
- No było by, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno a ja z Prosiaczkiem rozpalimy ognisko. - rzekł Puchatek. Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i Tygrysek grzali się przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.
- Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy? - zapytał Kłapołuchy.
- No co ty głupi? Wino chcesz piec? - Puchatek nie krył zdziwienia.
- Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. - odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i zabrała się do jedzenia szaszłyków.
- A ciekawe co się dzieje z Góferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów? Jak myślicie? - zapytał Puchatek.
- Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem... - stwierdził Tygrysek.
- To nie jedz. - odparł leniwie Kłapołuchy.
- Oooo kkkkurwwwa! - wystękał przerażony Prosiaczek.
- Coś czułem że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną... - stwierdził obgryzając kość przedramienia Puchatek.
- Mam nadzieję że chociaż ketchup był prawdziwy... - jęknął polewając udko czerwonym płynem Tygrysek.
- A z skąd niby o tej porze w lesie wziął bym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek cytrynowy, i wreszcie butelkę? - zapytał Kłapołuchy.
- Uff. Ale dopfe fe dodałesz czebulki bo był by nie do zjedzenia. - wycedził z pełną gębą przez zęby Puchatek.
- A tak w ogóle to z skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku? - zapytał Tygrysek.
- Dobrze że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie był właśnie wzorowany bohater "Milczenia Owiec".
- To świetnie. Wiedziałem że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem że twoja dusza jest rozrywana setką krzyczących jaźni... - rzekł z dumą w głosie Puchatek.
- Ale z skąd oni wzięli ten tytuł? - zapytał Tygrysek.
- Bo "Star Wars" był już zajęty. - odparł smutnie Kłapouch.
- Dobra. Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! - wrzasnął Tygrysek. Po chwili wszyscy rozeszli się do domów.

Ranek okazał być się jak zwykle piękny i słoneczny.
- Jak zwykle kurwa pada. Ja to pierdolę, dziś nigdzie nie wychodzę!... no może oprócz stawienia się na komisję wojskową !?... - zdziwił się Tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów znajdowało się wezwanie na komisję wojskową.
- To jakiś przekręt... W tej bajce nie ma wojska! Był Wojski ale to i tak nie to... a z resztą cholera ich tam wie... dziś za godzinę.... dobra coś się wymyśli. - rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie "leciał" serial Wujek dobra rada" ze S. Mikulskim w roli głównej.
- ... "Wujek dobra rada" co? znajdź jakąś radę dla mnie wuju.... - wycedził przez zęby Tygrysek.
- To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale armia uzna cię za nie przydatnego do służby. - odezwał się z ekranu wujek dobra rada.
- Jasne!! Połamię sobie ręce i nogi! Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale.. co tam... ważne że mnie armia nie wcieli!... - to mówiąc Tygrysek rozpędził się i przypierdolił w pobliskie drzewo. Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmie serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek, Prosiaczek, Kłapouchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego trip'a Królik. Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.
- Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! - rzekł zawiedziony Krzyś.
- Ooo ja kurwa pierdolę, jakie on ma fajne przekleństwa... - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Co, nie wzięli? - zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.
- Niee tam... Najpierw zaglądali mi do pupy, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych.
- O pedałach? - zapytał Puchatek
- Tak, tak! I zaraz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! - dodał zawiedziony Krzyś.
- Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przypierdolę... - wycedził przez zęby Prosiaczek.
- Och... jak ty mówisz.... Nie wolno tak brzydko mówić... powiem maaamieeeeeee... łeeeeee! - i Krzyś z płaczem pobiegł do domu.
- Taaa. Przyprowadź ją tutaj. Nakręcimy pornola ze świniami i twoją starą! - krzyknął Tygrysek.
- Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! - dodał Prosiaczek.
- Jak coś takiego jeszcze chodzi po ziemi... ciekawe dlaczego te łowiące pipy go jeszcze nie dopadły... jak bym był nie co młodszy to dopiero bym mu dał motylą nogę... - stęknął głucho Kłapołuchy. W tym właśnie momencie wkroczyli do sali Łowcy Pip.
- Oddział stać! - wrzasnął piąty z nich.
- A wam co? Macie mózgi w kolorze kamuflażu? - Tygrysek patrzył na łowców jak na bandę idiotów.
- Rekrutancie Tygrysku! Służba ojczyźnie to nasz wspólny zbiorowy, obowiązek! - rzekł trzeci z nich.
- Frajerscy Łowcy! Służba ojczyźnie w czerwonych beretach jest niczym innym jak całowanie lwa w dupę.
- Przyjemność żadna a niebezpieczeństwo utraty życia ogromne. - dodał Kłapołuchy.
- Mylicie się rekrutancie Kłapołuchy! Jesteśmy dumni że możemy bronić ojczyzny od wszelkich wrogów i pip. - przerwał mu ósmy z nich.
- Zetną wam włosy.... hehe! - uśmiechnął się Puchatek.
- Eeeee... Łowcy! Spierdalamy! - wrzasnął trzeci z nich po czym obydwaj w pośpiechu wybiegli z sali.
- Do dupy z nimi robota. - stwierdził Prosiaczek. Po paru godzinach nasi bohaterowie byli w domach i żaden z nich nie został zaakceptowany przez komisję wojskową. Najbardziej zły z nich był Tygrysek który musiał spędzić na wózku następne 2 miesiące a do wojska go nie wzięli ze uwagi na płaskostopie.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

kpuchat : :
sie 28 2002 Bez tytułu
Komentarze: 3

Część Druga - The Rulerz of the World

Był piękny majowy wieczór. Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy i Tygrysek wybierali się właśnie na wycieczkę.
- Znów leje... Co za chujowy klimat... - jęknął Puchatek.
- A mnie to zwisa. - rzekł Kłapołuchy rozkładając swój mały parasol.
- Judasz! - warknął Tygrysek.
- Hehe. Nie Judasz tylko wynalazca. - odparł Prosiaczek.
- Nie ważne. Co teraz robimy? Pragnę przypomnieć że Królik ma złego Trip'a a Gófer najprawdopodobniej nie żyje bo dostał soczystego kopa z zęby. A więc? - Puchatek był ja zwykle kurewsko bezpośredni.
- Myślę że tak chujowy wieczór można by rozpocząć czymś mocniejszym... - wystękał nieśmiało Prosiaczek.
- No, myślę że jest to dobry pomysł. Chodźmy na piwną górkę. Mieszkająca tam BabaJaga(tm) ma na pewno jakieś dobre trunki. - rzekł Puchatek. Nagle otoczyła ich dziwna brygada.
- Czego? - zapytał bezpośrednio Tygrysek.
- Jesteśmy Łowcy Pip. A w tym miejscu powinien stać nasz przywódca DonVasyl(tm). Niestety nie ma go wśród nas. - rzekł doniośle jeden z nich.
- A gdzie jest? Umarło mu się, czy po prostu go zabili? - zapytał Prosiaczek.
- Ma małe problemy z psychiką i własnym penisem ale wkrótce mu przejdzie. A... macie jakieś pipy do złowienia? - zapytał drugi z nich.
- Taa. Jedną. Nazywa się Krzyś. Wyjątkowa pipa a do tego straszny maminsynek. Jego postać wzorowana jest na Szadim z Just5, który bardzo kocha swoją mamę i nie bardzo lubi dziewczyny. - Puchatek nie krył swojej niechęci do Krzysia.
- Jebana pipa! - wykrzyknęli łowcy.
- Noo.. i w dodatku nienawidzi łowców pip. - rzekł Prosiaczek.
- Zabić skurwiela!... Bierzemy go! To będzie największa pipa jaką dotychczas złapaliśmy. Gdzie go znajdziemy? - zapytał trzeci z nich.
- Mieszka z mamą w pedalskim domku z białym płotkiem na skraju lasu. - wskazał drogę Puchatek.
- Dzięki. Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego. - rzekł czwarty z nich po czym obydwaj udali się w kierunku domku Krzysia.
- No to jednego pajaca mniej, a wieczór dopiero się zaczyna... - rzekł z uśmiechem na ustach Kłapołuchy. Nasi bohaterowie ruszyli w stronę piwnej górki.
Już po chwili byli na jej szczycie. Wtem przebiegła koło nich wielka LoveDoll.
- Widzieliście to? - zapytał zdziwiony Prosiaczek.
- Nie wiem... Czy to jawa czy sen.... - zanucił Puchatek.
- Ani chybi to była lalka miłości. Miała taką fajną minę... taką rozdziawioną.... - Kłapołuchy nie krył swoich fantazji... Po chwili cała czwórka była na szczycie przed chatką Babyjagi(tm).
- Jo, Babajagi ! Veni, Vidi, Vino! - zakrzyknął Tygrysek.
- Nie jestem żadnym Babajagiem(tm) Mam na imię Abrakadabrakapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzy! - rzekła wiedźma.
- A możemy cię w skrócie nazywać....chuj? - zapytał niepewnie Prosiaczek.
- Nie, kurwa dlaczego wszyscy chcą mnie w skrócie nazywać chuj? Co jest ze mną nie tak? Może źle wyglądam... tak słabo się odżywiam... a tak bajdełej to czego chcecie?
- Chcemy dobre wino za 3 złote.
- Nie mam w detalu. To sklep dla prawdziwych smakoszy. Mam tylko 6-paki winobluszczy-win po 20 zł. Chcecie?
- To se newrati... - walnął Puchatek.
- Zamknij ten swój pluszowy ryj. Bierzemy dwa! - warknął Tygrysek. Po chwili cała czwórka upajała się aromatem i smakiem wina HERACLES - Classic Płońsk Aperitiff.
- No to panowie - BĄ ŻUR! - wzniósł toast Kłapołuchy.
- Taaaak.... Heracles - to jest to. - rzekł z rozkoszą Tygrysek.
- Heracles - I do it my way! - dodał Puchatek.
- Bylyfyzytsyf - dopowiedział Prosiaczek.
- Zbiłem butelkę - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Wiecie co myślę? We are da rulers of the world. - rzekł dumnie Puchatek.
- Po dwóch winach każdy jest rulezem. - stwierdził Prosiaczek.
- Ha. Duma mnęł rospera... - jęknął Tygrysek.
- Dobra... My tu gadu-gadu a ja mam ochotę podupczyć. Chodźmy na disko. Tam napewno jakieś fajne dziołchy będą.
- Nu. To je myśl. - wybełkotał Kłapołuchy. I cała czwórka po woli udała się w stronę pobliskiego miasteczka gdzie właśnie odbywała się dyskoteka.
- Hej Łosie, luk-et-diz! - wskazał na plakat Tygrysek.
- .."Dziś w remizie dyskoteka. Nikt już nie śpi, nikt nie czeka. Przewidziano występ świetny, Just 5 będzie - bądźcie grzeczni. A rej wodzić będzie Sowa, didżej świetna, wybuchowa." - przeczytał z wielkim trudem Puchatek.
- Ja pierdolę, ale rymy - zaraz komuś przyjebimy. - dorzucił swoje Tygrysek.
- Chciałeś powiedzieć przyjebiemy. - zapytał Prosiaczek.
- Nie, bo przyjebiemy nie rymuje się z rymy... a zresztą nie ważne. - odparł Tygrysek.
- Dobra, wchodzimy. - rzekł stanowczo Puchatek. I wszyscy udali się do remizy. Gdy byli już w środku nagle na scenę wkroczył Pan Sowa.
- ...Heloł, heloł! Na dzisiejszym koncercie wita was Didżej Sova! Tak! Dzisiaj koncert DżastFajf! A więc dziewczyny szykujcie majtki. Oto ONE! - ups sory. Oczywiście chciałem powiedzieć ONI! - JUST 5!
I w rytm muzyki disko na scenę wkroczyli JUST 5.
"...Kolorowe sny kiedy ja..." - nie dokończył SZADI bo butelka po winie rozbiła się o jego głowę.
- Musiałem mu przypierdolić. - rzekł z uśmiechem Tygrysek.
- Hopaki! Biją Dżastów! - wrzasnął ktoś z tłumu. I wszyscy wokół rzucili się na naszych bohaterów.
- Panowie, spierdalamy! - zakomenderował Puchatek. Lecz gdy wykonał energiczny obrót natychmiast został powalony strzałem sztachetą w nery.
- DOOM! - krzyknął Tygrysek po czym niewiele uczyniwszy padł znokautowany 2 litrową butelką zwrotną. Cała impreza trwała jeszcze przez ok. 10 min. po czym cała czwórka została wyrzucona na pobliską zwałkę. Potłuczeni, aczkolwiek cali nasi bohaterowie powoli zaczęli dochodzić do siebie.
- Jaa pieeerdoooleeeęęę..... - jęknął głucho Puchatek.
- Moje plecy.... - wystękał kłapołuchy.
- Kto zgasił światło? - zapytał przezornie Tygrysek.
- Cały ten incydent nie miał by miejsca gdyby nie to że Tygrysek przypierdolił Szadiemu winem w jego pedalski łeb. - stwierdził z pewnym wyrzutem Kłapołuchy.
- Ale przyznajcie że widok szyjki wbijającej się Szadiemu w oko był wyjebany! - odparł Tygrysek.
- Ta... To było wiekopomne wydarzenie. - przytaknął Prosiaczek.
- Je, będzie co wnukom opowiadać, hłehłe - rozmarzył się Puchatek. Po chwili dodał:
- Dobra, pozbierajmy się z tego łajna i wracajmy do domu...
Po czym cała czwórka udała się spokojnie do swoich domów.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

kpuchat : :
sie 27 2002 Bez tytułu
Komentarze: 1

Część Pierwsza - Mossad Attack

Był piękny majowy poranek... Prosiaczek, Kubuś Puchatek, Tygrysek i Królik siedzieli w domku u Kłapouchego.
- Leje jak skurwysyn... - jęknął Królik.
- Ta... Nawet miodka pitnego nie mam się ochoty napić. - wysapał Kubuś.
- Jak chcecie to mam wino HERACLES - Classic Płońsk Aperitif - zaproponował Kłapouchy.
- Jak kosztowało więcej jak 3 zł to nie pijemy. - odrzekł Prosiaczek.
- Kosztowało 3.40 zł. Chceta ? Jak ni to som se golnę. - rzekł rozjuszony Kłapouchy.
- Dobra, dawaj - rzekł Królik leniwie otwierając butelkę.
- Coś się gówno nie chce otworzyć - sapnął.
- Nożem go! - zaczął kibicować Prosiaczek.
- Szabli kurwa, szabli! - Tygrysek poczerwieniał niczym zawodowy alkoholik na ciężkim głodzie.
- Na! - wrzasnął Puchatek wykonując cięcie podłużne nożem w kierunku butelki.
- ŁŁŁŁŁAAAAAAA !!! - rozległ się krzyk Królika. Okazało się, że Kubuś w swoim heroicznym ataku na butelkę obciął Królikowi obie dłonie. Butelka z hukiem rozbiła się o ziemię...
- Ja pierdolę... Kurwa, Królik! Coś ty zrobił??? - rzekł mocno rozczarowany Tygrysek.
- ŁAAA, ŁAAA!!!!!! - darł się Królik.
- Zlizujcie z podłogi - rzucił się na kolana Prosiaczek.
- ŁAAA, ŁAaaa! - darł się coraz ciszej Królik.
- Niech ktoś go zamknie bo mi sąsiedzi będą się burzyć, że strasznie hałasuje. - zamruczał Kłapouchy.
- Łaa... aaa... bum - Królik z powodu dużej ilości straconej krwi zemdlał.
- I co teraz łosie? Mam zapaskudzony cały dywan. Perski! Tkany pod Wilkowniczkami Górnymi! Patrzta! Tu wino, a tu krew. Jak ja to wszystko umyję???! - jęczał Kłapouchy.
- A co zrobymy z Królykiem (hic!) ? - zapytał nieco podchmielony Prosiaczek.
- Wyjebać go za drzwi bo zapaskudzi całe mieszkanie! - Tygrysek nie mógł scierpieć straconego wina.
- Nie no panowie, biedak się wykrwawia... Niech ktoś zadzwoni po Pana Sowę. On będzie wiedział co zrobić. - Puchatek nie tracił zimnej krwi.
- Halooo? Pan Sowa? Mamy problem. Królikowi odpadły dłonie i strasznie krwawi. A teraz nagle zasnął. Niech pan przyjedzie bo zapaskudzi mi całe mieszkanie... - Kłapouchy lekko załamany przekonywał właśnie Pana Sowę.
- I co? - zapytał Tygrysek.
- Już leci. - odparł Kłapouchy.

Po chwili Pan Sowa stał już w drzwiach jego domku.
- Wy debile... - Pan Sowa jak zwykle nie mógł stracić okazji ukazania swojej wyższości intelektualnej - Który głąb obciął Królikowi dłonie???
- Ja nic nie wim! Nic nie wim i nic nie powim! - krzyczał podniecony Tygrysek.
- Bo one tak same... To znaczy on stał, otwierał żur i nagle dłonie mu odpadły. - palił niemca Puchatek.
- Taa, jasne. A tym zakrwawionym nożem to się pewnie podpierał??? - Pan Sowa jak to zwykle w takich sytuacjach bywa odkrył w sobie żyłkę detektywa.
- Prosiaczek! Gadaj co tu się stało! - wrzasnął Pan Sowa do Prosiaczka.
- Nic mu nie mów! To na pewno agent Mossadu! Zobacz jaki ma nos! To na pewno jakaś żydo-masoneria! Gazem go! - Puchatek słynący ze swoich antysemickich poglądów nagle poczerwieniał.
- Noo więc my... to znaczy strasznie padał deszcz... i Kłapouchy dał nam żur... i Puchatek chciał mu pomóc... - wystękał Prosiaczek.
- Obcinając mu dłonie??? - Pan Sowa nie krył bezsensu tej opowieści.
- Nie wierzę w ani jedno słowo! Według mnie cała ta sprawa wyglądała ta: Królik i Puchatek byli na kacu i potrzebowali klina, a że Puchatek miał tylko miód postanowili się udać na poszukiwanie czegoś mocniejszego. Po drodze spotkali Prosiaczka. Gdy byli u Królika okazało się, że tamten wszystko wypił więc udali się do Tygryska. Tygrysek miał tylko LSD i haszysz ale nic do picia. Więc po zażyciu po jednym kwasiku udali się do Kłapouchego.
Kłapouchy miał wino. Gdy więc Królik wziął się do opróżniania butelki, Puchatek podstępnie zadał mu parę ciosów nożem w plecy. Jednakże nie trafił i obciął mu dłonie. Czyż nie było tak?
- NIE! - odpowiedzieli chórem wszyscy (oprócz Królika).
- Przyszedłeś tu leczyć czy pierdolić głupoty ? Zamknij dzioba bo jak ci przypierdolę to ci pióra dupą wyjdą! - krzyczał Prosiaczek, który właśnie zauważył, że Królik strasznie posiniał.
- No dobra... już go leczę...
Ale pamiętajcie... "The truth is out there".
- Te!
Molder! SIAT-DA-FAK-AP ! - wrzasnął Tygrysek. Po chwili Królik był cały i zdrowy i leżał spokojnie na łóżku.
- Królik jest cały ale bardzo wyczerpany. Musi dużo odpoczywać. A, i przydałaby mu się transfuzja - Pan Sowa zbierał się do wyjścia.
- Fuzja? My nie jesteśmy pedałami! - odrzekł stanowczo Tygrysek.
- Transfuzja!... A zresztą nie ważne. Ja spadam. Na razie debile! - Pan Sowa zamknął z hukiem za sobą drzwi.
- Ty skurwielu! - rzucił się na Królika Tygrysek.
- Wylałeś całe jebane wino. Nawet się nie podzieliłeś. Wybryknę ci dupę do mózgu! - Tygrysek skakał po Króliku.
- Przestań... przestań... A zresztą... Pobrudziłeś mi cały jebany dywan... Te Tygrysek, to skakanie jest całkiem fajne - rzekł Kłapouchy przyłączając się do Tygryska. Nagle ziemia zadrżała i do pokoju wkręcił się Gofer robiąc sporą dziurwę w podłodze.
- Fo jeft, furwa ?
- Nic nie jest, spierdalaj. - Po czym Puchatek wymierzył mu soczystego kopa prosto w wystającą z ziemi głowę. W między czasie kuracja wstrząsowa Tygryska i Kłapouchego odniosła zamierzony skutek. Królik się obudził.
- Może byście kurwa ze mnie zeszli, co? - Królik sprawiał wrażenie lekko zdenerwowanego.
- Ops, trzeba wiać... - rzekł Puchatek udając się po cichu w stronę drzwi.
- A, to ty, chodź tu, chodź no tu... - Królik szybko zauważył sprawcę wypadku. Puchatek biegiem rzucił się w stronę drzwi. Niestety Pan Sowa zatrzasnął je tak mocno, że Kubuś nie miał siły ich otworzyć. Odwrócił się na pięcie i krzyknął:
- Tygrysek, Kłapouchy, Prosiaczek! Trzymać skurwiela! - cała gromadka rzuciła się na przerażonego Królika. Po chwili Królik siedział związany w kącie.
- Panowie! Ten złoczyńca musi odpokutować za zniszczenie tak cudownego napoju jakim jest HERACLES Classic Płońsk Aperitif. Mam pewien plan. Tygrysku masz przy sobie kartoniki z LSD? - rozpoczął dyskusję Puchatek.
- Mam... Jeszcze trzy. - odparł Tygrysek.
- Dawaj. Zafundujemy Królikowi darmową przejażdżkę. - powiedział z szyderczym uśmiechem Puchatek.
- Pojebało cię??? Nie dość, że rozjebał wino, to jeszcze mam mu fundować darmowego tripa??? Nic z tego. - Tygrysek nie mógł uwierzyć w słowa Puchatka.
- Nie o to chodzi... Mam pewien plan. Dasz mu wszystkie trzy a Kłapouchy wprowadzi go w złego tripa!
- Hehehe! Zajebiście. Powiemy mu, że za chwilę jest koniec świata, albo że zaraz będzie w jego domu impreza disco polo albo techno. - rzekł zadowolony Tygrysek.
- Hihihi! Albo że zamiast fiuta ma marchewkę. - zaśmiał się Prosiaczek.
- Też mi dowcip? I co to da? - zapytał Kłapouchy.
- Nie kapujesz? Króliki uwielbiają marchewkę. Po paru godzinach nie wytrzyma i będzie ją chciał zjeść. I albo złamie sobie kręgosłup albo odgryzie sobie fujarę... Hihihi! - Prosiaczek śmiał się coraz głośniej.
- Hehehe, dobre, ale mam cos lepsiejszego. - rzekł Kłapouchy.
- Dobra dawać go. - rzekł Puchatek i wcisnął przerażonemu królikowi trzy porcje LSD do mordy. Po chwili Królik zaczął niezrozumiale bełkotać co wskazywało na stan przed podróżą.
- Dobra Kłapouchy, możesz zaczynać. - rzekł Tygrysek.
- Drogi Króliku... mam złą wiadomość. - rzekł Kłapouchy najposępniej jak tylko potrafił. - Cierpisz na dziwną chorobę... Objawia się ona tym, że odpadają ci wszystkie kończyny.
- Bylyfyzytsyf ??? - wybełkotał zdziwiony Królik.
- Noo... a potem masz wielką ochotę ciągnąć wszystkim druta... hehe - dołożył Puchatek.
- A jedyną kuracją jest nasranie ci na łeb - warknął przez zęby wciąż wściekły Tygrysek.
- Ale najpierw masz wielką ochotę biegać w kółko i wydawać dźwięk "Pi Pi Pi Pi" - zakończył Prosiaczek. Już po chwili ku uciesze wszystkich Królik biegał wokół stołu i darł mordę. Po paru minutach nagle przestał i upadł bezwładnie na ziemię.
- Te Królik, co ci jest? - zapytał Kłapouchy.
- Moje nogi... Popatrzcie na moje nogi... zgubiłem... odpadły... nie ma... ŁAAAA!!!!! - darł się przerażony Królik.
- Noo... poważna sprawa... - zachichotał Prosiaczek.
- Kłapouchy zrób mu zdjęcie! - krzyknął Puchatek.
- A teraz ręce... ratujcie moje ręce... łojezu AAAAA ! - Królik popadał w coraz głębszą paranoję - tymczasem Kłapouchy pstrykał kolejne zdjęcie.
- Wyślę je do całej jego zasranej rodziny, hehe - cieszył się.
- Zasranej...? TAK! Niech ktoś mi nasra na głowę!... Błagam, osrajcie mnie! Prosz...... - Królik był bliski płaczu. Nie dokończył jednak gdyż wielkie gówno wylądowało mu na twarzy... Po chwili drugie... i trzecie... Gdy wszyscy już się wypróżnili Królik zaczął dochodzić powoli do siebie.
- Och... już mi lepiej... popatrzcie nogi mi odrosły...
- Uwaga! - przerwał mu Tygrysek.
- Inwazja żółtych kuleczek! Chować się!
- Królik wstał, rozejrzał się i z krzykiem wybiegł z domku.
- Nic mu nie będzie? - zaniepokoił się Prosiaczek.
- Nie tam... Jego trip będzie trwał około 48 godzin... Niebezpieczeństwo jest małe bo samochodów u nas nie ma... co najwyżej może spierdolić się z drzewa jak będzie myślał, że umie latać. Albo dostanie od kogoś w mordę... -stwierdził doświadczony Tygrysek.
- No to posprzątajmy tu trochę. - rzekł Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Krzyś. Był ubrany w białą koszulę, na niej miał czarną skórzaną marynarkę i spodnie "piramidy". Wszedł do sali podśpiewując: "Kolorowe sny kiedy ja - dotykam siebie".
- A ten gej czego tu chciał? - zapytał Puchatek.
- Czołem załoga! - wykrzyknął Krzyś.
- Wal się na ryj. - zamruczał Tygrysek po czym wszyscy oprócz Krzysia wybuchnęli śmiechem.
- Co się stało z Królikiem? Spotkałem go po drodze. Biegł jakby go coś goniło i darł się jak opętany. - zapytał Krzyś.
- Królik się trochę źle poczuł. Ale za dwa dni mu przejdzie. - odparł Kłapouchy.
- A czemu tu tak brudno...? I dlaczego tu tak dziwnie pachnie tym... no... CHEJ! to przecież jest ALKOHOL! - krzyknął Krzyś.
- Braaawooo... - jęknął Tygrysek.
- Jak mogliście... Mama mi mówiła, że alkohol zabija... od niego się umiera... nie wolno go pić... zawiodłem się na was... Idę do domu... i powiem mamie! - rzekł Krzyś i trzasnął drzwiami.
- Idź i ją tu przyprowadź... nasram na jej grób! - rzekł na odchodnym Tygrysek.
- Taa. Zarżniemy ją koncertowo. - dorzucił swoje Kłapouchy.
- Wiecie co... nie chce mi się tu siedzieć. Chodźmy przejść się po lesie. - zaproponował Prosiaczek. I cała czwórka wybiegła na dwór w poszukiwaniu kolejnej przygody.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

kpuchat : :
sie 26 2002 Bez tytułu
Komentarze: 0

Część Zerowa - Phantom Tentacle

Wstawał piękny majowy poranek. Tygrysek, Kłapouchy i Królik siedzieli przed domkiem Królika i leniwie sączyli wino "Heracles".
- Marchew ci rośnie... jęknął leniwie Tygrysek.
- Widzę... jęknął leniwie Królik
W tem przybiegł zziajany Prosiaczek i zawołał:
- Weni, Widi, Wicjusz! - Widziałem, przewidziałem, wydedukowałem!
- No i czego się drzesz? nie widzisz ze marchew rośnie? zapytał leniwie Tygrysek.
- Chcesz w tube[tm]? Zapytał Kłapouchy.
- Nie o to chodzi - riposotwał Prosiaczek - Pamiętacie te ruderę na skraju lasu? Teraz to wyremontowali! Pomalowali na biało, postawili pedalski płotek i ktoś się tam wprowadził.
- Chcesz w tube[tm]? Ponownie zapytał Kłapouchy tym razem podnosząc głowę z ziemi.
- Hmm... to trzeba zapoznać się i przywitać. Chodźmy do Babajagi[tm]. Kupimy pół litra i pójdziemy do tej rudery - zaproponował Tygrysek. Tak też zrobili. Gdy byli w połowie drogi nagle koło nich przemknęło czarne Ferrari wzbijając w powietrze tumany kurzu.
- Ty jebany klecho! Krzyknął Tygrysek.
- Nienawidzę tego gnoja. Myśli że jak się ubiera na czarno, ma czarne Ferrari i zbiera na tace codziennie to jest mastah. Wycedził przez zęby Prosiaczek.
- Kiedyś go zabiję - skwitował Kłapouchy.
Po chwili nasza dzielna brygada doszła do wzniesienia zwanego "Piwną Górką". Na szczycie tego wzniesienia stała chatka na kurzej nóżce, a nad drzwiami wisiał napis: "Hatka Babajagi[tm] - Alkohole Świata - Jedyny i niepowtarzalny producent niepowtarzalnego wina o niepowtarzalnej nazwie "Heracles - Classic Płońsk Aperitif".
- Yo! Babajagi! Przyszliśmy kupić coś do picia - krzykną Tygrysek. W drzwiach ukazała się Baba jaga[tm]. Wyglądała jak mały zielony Trol skrzyżowany z Majkelem Dżaksonem.
- A czego chcecie? Zapytała Baba jaga[tm].
- Masz cos alkoholowego? - zapytał Prosiaczek. Baba jaga[tm] spojrzała najpierw na Prosiaczka, potem na napis nad drzwiami i jęknęła z politowaniem: - Nie mam.
- Aaa.. szkoda.. to my spadamy... powiedział smutno Prosiaczek i już miał iść gdy nagle został ugryziony w dupę przez Kłapouchego.
- Fcef f tuwe? zapytał Kłapouchy nie puszczając morderczego uścisku.
- Mleche. Zaśmiał się z wieśniackim akcentem Tygrysek i zaraz dodał - chcemy kupić czteropak winobluszczywin.
- Mleche. Odparła z wieśniackim akcentem Baba jaga[tm] po czym rzuciła w kierunku Tygryska 4 związane razem butelki i z hukiem zatrzasnęła drzwi.
- Ehhh.. rozmarzył się Kłapouchy.
- Dobra.. faken, zabawiłeś się to teraz puszczaj! Wycedził przez zęby Prosiaczek.
- Przestańcie się podniecać i chodźmy już do tego domku, bo nie mogę się doczekać kiedy wrócę i popatrzę jak moja marchew rośnie - przerwał Królik.
- Okej. Stwierdził Tygrysek po czym cała brygada udała się w kierunku domku. Po dłuższej chwili stali już przy drzwiach.
- Rzeczywiście... płotek przyjebali iście pedalski... Zauważył Królik.
- Nie gadaj tylko wciskaj dzwonek. Zaproponował Tygrysek. Królik przycisnął dzwonek i wszyscy z przerażeniem stwierdzili iż dzwonek wygrywa.... najnowszy przebój zespołu Boyz - "jesteś szalona"...
- O kurwa... jęknął głucho Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i z domku wyłoniły się dwie postacie. Jedną był mały pluszowy miś, a drugą okazał się średniego wzrostu chłopak - na oko 12 lat, ubrany w świecące dresy i z kilogramem żelu oraz imponującym alfem na głowie.
- O kurwa... jęknął ponownie Kłapouchy.
- Sportowiec? zapytał Tygrysek.
- Nie... odpowiedział niepewnie chłopak.
- Idziesz pobiegać lub pograć w piłkę? zapytał Królik .
- Nie... ponownie odpowiedział chłopak.
- Chcesz w tubę[tm]? Zapytał Kłapouchy.
- Mamo! leeee.. rozpłakał się chłopak i pobiegł w głąb domu.
- Dzień dobry. Jestem Prosiaczek. Prosiaczek wyciągnął łapkę w kierunku misia.
- Dzień dobry Prosiaczku. Jestem Kubuś Puchatek. A ten wyalienowany gej, który pobiegł to jest Krzyś.
- No, jako żeśmy się już zapoznali idziemy się napić.
Cum On Guys! Wrzasnął Tygrysek, a po chwili cala brygada znalazła się na Piwnej Gorce.
- Znajdźcie mi jakieś mieszkanie... Stęknął niepewnie Puchatek. - Nie chcę mieszkać z tą pipą.
- No... Mamy coś na oku... tyle że trzeba przeprowadzić dywersję... trzeba kogoś wykurzyć... ale chodź to ci pokażę o co chodzi - rzekł Tygrysek. Wszyscy udali się spacerkiem w kierunku lasu.
Po chwili dotarli do wielkiego dębu, gdzie przy korzeniach widać było drzwi, a na nich napis - "Sala Prób Zespołu Just5 - nie wchodzić i nie przeszkadzać".
- O faken - stwierdził Puchatek.
- Spokojnie... zaraz to z Kłapouchym załatwimy - Rzekł spokojnie Tygrysek, po czym podszedł do drzewa i kopniakiem otworzył drzwi. Razem z Kłapouchym weszli do środka. Po chwili przez otwarte jeszcze drzwi wyleciał jak z procy Szadi. Przeleciał jakieś 100 metrów aby wyhamować głową o pobliski mur ze stali zbrojonej. - Kolorowe sny gdy przyjebałem mu z drzwi... lalala.. Zanucił posępnie do mikrofonu Kłapouchy. Po chwili cały sprzęt nagraniowy znalazł się na nieprzytomnym Szadim.
- Ok. Puchatek. Tu od dziś zamieszkasz. Powinno być dobrze.. jak by coś się rzucali to będziemy lać w tube[tm], nie Kłapouchy? Roześmiał się tygrysek.
- Nu... w Tube[tm]... sapnął Kłapouchy.
- Oki panowie... to ja się wprowadzam... chodźcie do środka bo zaczyna się chmurzyć... chyba będzie padać - stwierdził Puchatek i cała gromadka weszła do nowego mieszkanka.
KONIEC CZĘŚCI ZEROWEJ

kpuchat : :